Jak wiadomo, najbardziej agresywną rasą ludzką są pacyfiści i obrońcy bezpieczeństwa. Zostaliśmy ostatnio zaatakowani przez takich właśnie osobników na gdańskim lotnisku imienia Lecha W. Urzędnicy bezpieczeństwa zabrali nam Materiały Wybuchowe (żywica epoksydowa) z bagażu głównego oraz Niebezpieczne Narzędzia (zamek do roweru) z bagażu podręcznego. Pan celnik agrumentował z przekonaniem, że za pomocą zamka do roweru można przecież kogoś zaatakować, a on musi odbierać pasażerom wszystkie przedmioty, które mogą posłużyć terrorystom. Kiedy próbowałam go przekonać, żeby w takim razie odebrał mi piżamę (może posłużyć do uduszenia kogoś) albo kartę kredytową (świetnie nadaje się do poderżnięcia gardła pilotowi), nie chciał słuchać. Kluczyka do zamka nie dostał. Ponieważ zostałam uznana za pasażera pyskującego, spisano moje dane osobowe i sprawdzono w Rejestrze, czy nie jestem niebezpieczna. W końcu udało się nam, potencjalnym terrorystom, odlecieć do niebezpiecznej Danii, gdzie nawet dane osobowe nie są chronione.
A wszystko w imię bezpieczeństwa. Na lotnisku w Kopenhadze głośniki przynajmniej uprzedzają uczciwie, że "przewożenie bagażu nienależacego do ciebie oraz pozostawianie bagażu bez opieki może wpłynąć na twoje osobiste bezpieczeństwo" – w ten sposób, rozumiem, że zostaniesz skuty przez security, co rzeczywiście trudno nazwać sytuacją bezpieczną.
Moje próby kłotni z panem bezpiecznikiem spotkały się z rozsądnym argumentem z jego strony: "przepisy w całej Unii są jednakowe", a on musi wykonywać rozkazy. Rzeczywiście, wiele z przepisów utrudniających obywatelom życie pochodzi z Wielkiego Centrum, z Unii. Celem Unii bowiem jest zapewnienie jej poddanym (obywatelom?) bezpieczeństwa i dobrobytu. Pokojem zajmuje się, jak na razie, NATO. Jednak wydaje się, że samo istnienie Wielkiego Centrum pozwala urzędnikom niższej rangi genereować przepisy wredne i bezmyślne na poziomie lokalnym ale w imię Wielkiego Centrum. Przykładem mogą być tutaj funkcjonujące w niektórych krajach ustawy o ochronie danych osobowych, wykonywane przez specjalnych Inspektorów Ochrony Danych Osobowych i ich urzędy (sic! Gdyby Państwo usłyszeli o czymś podobnym 20 lat temu, to zdrowo by się Państwo uśmiali, prawda?).
Problem zdaje się leży w tym, że jesteśmy za bardzo bezpieczni. Nie grożą nam w tej chwili tu, w Europie, wojny (wojny już od dawna przeniosły się za granicę), epidemie (teraz możliwe są wyłącznie pandemie, a już od dawna nie mieliśmy, odpukać, żadnej) ani głód. Nawet terroryści jakoś ostatnio przycichli. Nasze modliwy w Boże Ciało: "od powietrza, głodu, ognia i wojny…" brzmią cokolwiek abstrakcyjnie. Jesteśmy bezpieczni jak nigdy w życiu. To rodzi niepokój. Społecześtwo zachowuje się jak Filifionka, która wyczekuje katastrofy. Coś musi się wydarzyć. I co najlepsze, z pewnością się wydarzy, bo takie już są prawa historii. Spróbujmy więc przewidzieć katastrofę.
Na katastrofie da się również wspaniale zarobić. Jeżeli nie pracują Państwo w GIODO ani w innym Urzędzie Bezpieczeństwa, możecie przecież sprzedawać alarmy, kosmetyki w wersji możliwej do przewiezienia samolotem, albo nawet puste plastikowe buteleczki poniżej 100 ml każda (po 20 koron w H i M, polecam).
Nie wiem jak Państwo, ale ja w takiej sytuacji odczuwam ogromną potrzebę zrobienia czegoś niebezpiecznego. Zresztą nie tylko ja. Niektórzy zdesperowani obywatele skaczą na gumce z mostu albo włażą na wieżowce. Pewnien pan z kolei miał zamiar lecieć samolotem z Kopenhagi do Chicago. Został obwąchany i przeszukany bardziej niż zwykle, więc spytał: "a co to dziś taka ostra kontrola?". "Nie wiecie? Tym samym samolotem co wy, leci do Chicago Jego Wysokości Książę Fryderyk z małżonką!" – odpowiedział bezpiecznik. "To dopiero. Tyle ochrony, a nie znależliście tej bomby, co to są mam w walizce?" – zażartował pasażer. Był to jego ostatni żart, gdyż został natychmiast skuty i położony na ziemi a samolot ewakuowany itd. Koszt opóźnienia, którym biedak został obciążony, jest ponoć wysoki, a trzeba jeszcze doliczyć grzywnę "za marnowanie czasu policji" (Czy to paragraf unijny czy lokalny?).
Sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna i absurdalna i coraz częściej na myśl przychodzi mi fragment księgi Jeremiasza: Usiłują zaradzić katastrofie mojego narodu, mówiąc beztrosko: "Pokój, pokój", a tymczasem nie ma pokoju (Jer 6, 14).